Heeejka :D
Już nas troszkę znacie i wiecie,że ciągle poszukujemy nowych "doznań".
Wobec powyższego uznałysmy, że najlepszym środkiem zaradczym na spędzenie tegorocznej majówki będzie wyjazd do Stolicy.
Na skutek tego, że Warszawka przywitała nas o 7:00 rano deszczem, a nasze lokum na weekend dostępne było dopiero od południa trzeba było znaleźć panaceum na nasz ambarans. A jak wiadomo student potrafi, dlatego też uchwaliłyśmy,że najbliższe godziny spędzimy zwiedzając złote tarasy wraz z towarzyszkami każdej naszej podróży - walizkami. :D Wyobraźcie sobie trzy przemoknięte do suchej nitki wariatki, które w każdym kolejnym salonie robiły szał, przetłaczając się obładowane między przeglądarkami.
ALE MY NIE O TYM... :)
Z racji tego,że naszą pryncypialną misją tego wyjazdu było poznanie zwyczajów i tradycji panujących w Warszawskich klubach jako obiekt naszych badań wybrałyśmy (mamy nadzieję) wszystkim znany klub Explosion.
Nie znając topografii stolicy podjęłyśmy postanowienie, ażeby skorzystać z informacji turystycznej na Dworcu Głównym. Szczęśliwsze o posiadanie mapy, która miała nam umożliwić szybkie i bezproblemowe dotarcie do miejsca docelowego rozpoczęłysmy zabiegi do wixy :D
Wytrojone jak biedronka na świeto lasu i zrobione jak ryż po 15 minutach gotowania wyruszyłysmy z 30 minutowym wyprzedzeniem na nasz przystanek autobusowy, z którego miała rozpocząć się nasza podróż, a który miał być oddalony zaledwie 200 metrów od naszego lokum mieszkalnego. :)
Miało być tak pięknie...
...
... A wyszło jak zwykle :D
Krecąc się wokół narodowego jak opona w Multiplii, wraz z uciekającymi wskazówkami na tarczy zegara szukałysmy nadal naszego przystanku autobusowego, który okazał się być przzystankiem metro. Zdziwone tym faktem zapuściłysmy się w głąb stacji metro. Już przy bramkach pojawił się nasz kolejny szkopuł, bowiem z uwagi na późne godziny stacja była opustoszała, musiałyśmy cierpliwie poczekać na wybawcę, który zdradzi nam tajemnicę jak "pokonać bramki". :)
Dodatkową niedogodnością był fakt, że nasza przygotowana przez specjalistę mapa nie pokrywała się z informacjami pojawiającymi się na wyświetlaczu. Z pomocą przybyła pewna spiesząca się znieznajoma, która niemalże w biegu tłumaczyła nam jak przejść przez bramki i dojechać na Wał Miedzeszyńki.
Droga miała wydawać się prosta i zamykać się w czterech etapach: metro -> metro -> autobus -> pieszo. Początek podróży zapowiadał się pomyślnie. :) TYLKO POCZĄTEK.
Po zakończniu podróży metrem z niezwykłą łatwością ( już wtedy mogło to być dla nas dziwne, patrząc na trudy wcześniejszej podróży) znalazłyśmy przystanek autobusowy, nawet linia autobusu zgadzała się z otrzymaną wcześniej mapą... KIERUNEK JUŻ NIE KONIECZNIE :D
Naładowane optymizmem i przeładowane pozytywną energią beztrosko prowadziłyśmy przkomarzankę. Aż tu nagle... Kinga wypaliła z tekstem: " Kurde! Jedziemy w przeciwnym kierunku!" :) Natychmiastowa reakcja była oczywista. WY - SIA- DA - MY!
Z zamętem w głowie musiałyśmy się przedostać na drugą stronę czteropasmowej ulicy. Na nasze szczęście,w tym nieszczęściu, autobus w drugą stronę miał odjeżdżać za minutkę. :D Jedynym ambaransem okazał się fakt, że był to przystanek na żądanie.... Już po minucie siedziałyśmy w autobusie straciwszy wiarę w życie, bez nadzieji na to, że jestesmy w stanie dotrzeć na imprezę.
Zakręcone jak loki Magdy Gesler wysiadłyśmy jak nam się wydawało na naszym ostatnim przystanku ( dla przypomnienia Wał Miedzeszyński). :) Możecie sobie wyobrazić jakie było nasze zdziwienie po wyjściu ze środka komunikacji miejskiej, gdy w pobliżu zamiast okolicznych nocnych lokali ujrzałyśmy jedynie obwodnicę miasta.
Z mapą google w ręku podjęłyśmy zamiar pokonać,wyznaczoną 30 minutową trasę, pieszo. Nie było to jednak takie proste. Zgodnie z tym, co nam wujek google mówił zeszłyśmy z wiaduktu. Miałyśmy dwie, jakże fascynujące drogi, jedna bowiem wiodła przez krzaki... a druga przez krzaki... Mając do obrania dwie opcje wybrałyśmy trzecią... :D
Jak myślicie którą.... ?
Otóż wiele nie myśląc postanowiłyśmy wrócić skąd przyszłyśmy, bo dosłownie w sekundę zdążyłysmy sprawdzić, że po raz kolejny tego wieczoru, za minutę odjeżdża jakikolwiek autobus. Wbiegając do niego Kinga postanowiła zasięgnąć porady fachowca, zapytała kogoś o dalsze wskazówki. Udało nam to się z powodzeniem, ponieważ pani, która nam tłumaczyła drogę też kiedyś tam imprezowała. :)
Zgodnie z jej uwagami udałyśmy się na wskazany przez nią przystanek. W tym miejscu należy dodać,że nierozłącznym towarzyszem naszej nocnej eskapady był kapuśniaczek.
W związku z tym, że Julka jest uczulona na deszcz, kapryśna pogoda tylko spotęgowała nasze rozdrażnienie. Czekając na autobus, chcąc choć na chwilę uciec przed deszczem znalazłysmy schronienie pod daszkiem przy drzwiach jakiegoś bloku.
Tak się niefortunnie złożyło, że ta uczulona zobaczyła swoje odbicie w szybie, swoje nienajgorsze odbicie. Niestety Julka wyolbrzymiła już olbrzymi problem, burcząc pod nosem: " Ja tam nie wejdę! Wracam do domu! Jak ja wyglądam? Włosy sterczą mi na każdą stronę! Grrr...."
Po próbach uspokojenia jej, zszarpanych już dość mocno nerwów, przez Kingę, Julia dała się przekonać, że nasza wyprawa może zakończyć się jeszcze sukcesem. Na szczęście Kingi i Kaśki nadjechał nasz autobus i nie było czasu zastanawiać się nad tym strapieniem. :)
Kinga, jako przewodnik podróży, ponownie postanowiła zaczerpnąć informacji u jednego z pasażerów. Owa kobieta była w stanie nam wytłumaczyć jednak tylko fragment dalszej trasy. Przy wysiadaniu ze środka komunikacji miejskiej, Julka ponownie ukazała wyraz swojego niezadowolenia z trwającej już ponad 1,5 h podróży, wciąż marudząc.
Na ostatniej prostej, która prowadziła do naszego miejsca docelowego udało nam się złapać kolejnego znawcę topografii stolicy. Dziewczyny były tak miłe, że pokonały z nami kawałek drogi, a kolejny ostatni etap precyzyjnie nam wytłumaczyły. :)
Kinga słuchała uważnie wskazówek. Natomiast Kaśka i Julka zmęczone trudami poróży szły obok, jakby nieobecne. Właśnie jakby... Chcąc pokonać ostatnią prostą podziękowałyśmy dziewczynom i poszłyśmy dalej. :)
Stojąc na rozstaju dróg Julka i Kinga miały odrębne teorie na temat tego, gdzie się udać. Jednak siła argumentów pozwoliła na przkonanie "marudy", że idziemy TĘDY. W ciągu, zaledwie, 5 minut, pokonałyśmy trasę bez problemu.
Ufff...
Po 2 h trasie zostałyśmy bardzo miło przywitane przez bramkarzy w klubie. :D
W następnym poście zdradzimy jak spędziłyśmy wybuchową noc i jak wyglądał nasz wybuchowy poranek. Miło nam będzie jeśli będziecie chcieli zaglądać tu częściej. :*
Bayooo :* :)
Studentki na propsie Kinga i Julka :)
Komentarze
Prześlij komentarz